Nam daleko do siebie,choc blisko mamy swe dlonie,skostnialy na odwrot w oczekiwaniach. Lzy wysusza policzkowo-slony ocean,slowa przepelnia dzban zalu,dawno juz powyzej miary. A my ,jak pogubione dzieci zycia,stoimy obok siebie,i jedno i drugie nie patrzy w oczy,to byloby nie w porzadku dla naszej milosci. Ona poczulaby sie urazona,zmienilaby sie w panne niewdziecznice ( z piorunami na wszystko wokolo). Wtem ,gdy jedno upomi drugie o to,owo i tamto,allo...allo..
Gdziez wtedy? gdzie chowasz ramiona? gdzie dotyk ust i dreszcz ucieszenia w cieple twych dloni? gdzie usmiech? gdzie radosc i blizniaczy szept: kocham cie.. Zamiast tego obrazeni na wlasne frustracje,obrazeni na latajacy kurz,na nieodswiezone relacje,na chwilowe spotkania,na role w zyciu grane. Gdziez ty?gdzie chowasz ramiona? gdzie trzymasz w ukryciu swa milosc?
ona poszla z ta niewidoma pania,ktora codzien wyprowadza swojego psa na spacer,poszla z ta staruszka,ktora z daleka krzyczy:dzien dobry,i z dziecmi grajacymi w pilke..
gdzie ona?
spi kolo mnie,i wita mnie po szkole i pyta sie,co slychac.. to ona.
A ty-gdzie ja schowalas? gdzie masz jej zar palacy?
w nocnym pragnieniu tej wlasnie mocy..
w codziennym natchnieniu..
w szkicowniku- choc teraz oczekujaca pustka..
w pamietniku wyschnietym i ubrudzonym od lez..
u przyjaciol,choc takowi znikneli..
w dzwiekach gitarowych strun..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz