THIS BLOG IS ABOUT MY DAYS. ... by zanurzać się całym swym istnieniem każdego dnia,by być i rozpieszczać swoje jestestwo na tej ziemi :)
czwartek, 7 maja 2015
Podróż pociągiem do Warszawy.
Pociąg do Warszawy.
Panna jedzie do Warszawy z walizką do połowy wypchaną.
Wystają z niej pozwijane koszulki i kartki pogniecione we wszystkich kieszonkach...
Choć nigdy tego nie robi.Zazwyczaj ma w torebce kilkanaście dlugopisów i dwa ołówki,i notesy i kalendarze,reszta gubi się w środku.. Tym razem jednak spieszyła się na pociąg.
Perony niezbyt pełne, właściwie dawno juz opustoszaly,choć grupki przechodniów jeszcze spotyka.
Nie patrzy jak wyglądają, chwyta swoj zielony kapelusz na głowie,który niefortunnie wnet porwał wiatr.Gwizdek na znak,że pociąg rusza.
Wskakuje na swoje miejsce. Walizka spoczęła na górze.
Czerwone firanki zwyczajnie w przedziale to jedyny akcent optymistyczny.To nic, wyciąga książkę, która niezbyt ''wchodzi'' do glowy,z braku skupienia i podekscytowania.''Kameliowa dama''.
Może zbyt nudna jak na owy czas.
Odkąd zanurza swe codzienności w kartkach,czasem zapali,czasem tak wszyscy robią.Żeby zbyt idealnie nie bylo.Przypomniała jej się mama.
Jasne,ze ona nigdy nie zapalila papierosa.Za to ojciec nadrabiał.
Pociąg rusza.
Gwizd i trzask zamykanych drzwi.I szum ,szum długich w nieskończoność szyn. Za oknem najwięcej chyba drzew i pradolin,stawy jakieś rybne i mnóstwo pól i łąk. Zresztą tak szybko wszystko znika.
Czasem wiejskie stacyjki, opuszczone już chyba,nawet bez szlabanów.
Ktoś zajrzał do przedziału.Dwaj młodzi mężczyzni i jeszcze starsza pani.Za nimi zniknął konduktor.
W końcu drzwi rozchyliły się do środka weszła kobieta,matka chyba.Choć jak siostra,z trzema małymi dziewczynkami.Jedna wyglądała na 8 lat, kolejna nieco młodsza,najmłodsza bawila się balonami,żarliwie wdmuchując w nie swoje śliny,rozradowana zreszta.
Matka bardzo drobniusia, dziewczynki urodziwe,uśmiecha się lekko i bacznie obserwuje,potem zwyczajnie wtapia nos w kolorową gazetę.
Warszawa, już za parę godzin dotrze do zaciśniętego mieszkania między starymi kamienicami
i spotka sie w końcu z minionymi miesiącami,po owym nierozsądnym igraniu ze sobą.
Czy coś się zmieniło?
Znów zechce ujarzmiać rozgardiasz na ulicach i dzwony w pobliskim kościele,znów naszkicuje kolumnę Zygmunta,by służyła jako zakładka w notesie,i w pobliskiej kawiarni zje swieżego eklera o piątej nad ranem.
Znów zaspokoi wszystkie potrzeby swej tożsamości,znów umówi się na spotkanie o gadaniu znaczeniu Polaka w Warszawie,odnowionej z duszą,po wojennym zniszczenia,a w ślad za tym nowej świeżości i celach całej Polski.Dziś Warszawa nie ustaje w biegach,we wszystkie strony jakie można sobie wyobrazić.Choć na pozór ,taka ospała.
Pociąg sunie po torach,nielicznie sie zatrzymuje,bo pośpieszny.
Panna wysiada,z wypchaną walizką,nudnawą książką pod pachą,zwiewną szarą sukienką i zielonym kapeluszem na głowie.
Stacja, peron Północna Warszawa.I stuk puk ,stuk puk...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz