''Grudniowe podarunki-zwyczaje,tradycje,swietowania,celebrowanie,uswiecenie- otrzymujemy opakowane nie w bibulke i wstazki,ale jako drogie wpomnienia. Jest to miesiac cudow. Oliwa plonaca przez osiem dni,syn Bozy zrodzony w stajence,niewytlumaczalny powrot Swiatla w najdluzsza i najciemniejsza noc roku. Tam,gdzie jest Milosc,zawsze sa cuda. A gdzie sa cuda,jest wielka radosc. Z wdziecznoscia wplatamy zlota nic Radosci w nasza tkanine szczescia. Wreszcie mozemy doswiadczuc cudu,ktory zmienia nasze postrzeganie siebie. Nasza codziennosc. Nasze marzenia. Nasze przeznaczenie. Dni,ktore kiedys nazwalysmy zwyczajnymi,dzis zwiemy swietymi..''
grudzien..,puch sypie sie z nieba,wszystko pokryte biela,domy,drogi,samochody,drzewa...
i nasze slady odcisniete na sniegu..
THIS BLOG IS ABOUT MY DAYS. ... by zanurzać się całym swym istnieniem każdego dnia,by być i rozpieszczać swoje jestestwo na tej ziemi :)
niedziela, 9 grudnia 2012
niedziela, 2 grudnia 2012
''Kazdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru:Jestesmy albo pelni milosci..albo pelni leku.''A.Eistein
Dlugo nie pisalam,ba,wypada sie nawet przyznac,ze wcale nie zagladalm. Ciagle obiecuje sobie,ze zrobie to i tamto,ze poczytam,obejrze wiadomosci,wypisze co nieco..Niestety jestesmy na etapie zblizajacego sie malymi kroczkami konca roku. Zatem bardzo,ale to bardzo staram sie,by wszystkie sprawy dotychczas nie zalatwione wlasnie zalatwionymi zostaly. Tymczasem nagromadzilo sie stos papierzysk,wizyt,na ktore nie ma czasu. Nawet wyjscie do urzedu kosztuje mnie sporego wysilku,gdyz to oznacza,iz pozostala czesc dnia spedze w nieustannym biegu,6 godzin snu,zakupy,szkola,gotowanie,odebranie dzieci,praca.I nowy dzien.Gdzie w tym wszystkim znalezc czas na jakiekolwiek formalnosci,na wyjscie do dentysty. I w weekendy czasu malo,bo przeciez chcialoby sie odpoczac,posmiac,spotkac ze znajomymi,tymczasem rozdraznienie wielkie,gdyz juz grudzien,a w mieszkaniu wyglada jak na pobojowisku.Wchodze do domu i potykam sie o zabawki przeroznej wielkosci,ktorymi bawi sie pies,ciagnie je i wynosi na korytarz.Pierwsze co robie,gdy wchodze do domu po pracy,to zbieram zabawki. Malo tego ciagle szukam swojego jednego laczka japonka,ktorego skubaniec chowie gdzies nie wiadomo gdzie. Mamo,nie ma szamponu! slysze krzyk corki,ktora leje szampon litrami,gdyz codziennie uklada sobie wlosy. Westchnelam tylko,jakze mialabym czas na ukladanie wlosow. Jade wiec do sklepu szybkim krokiem lustrujac sklepowe regaly,czego nam potrzeba w domu koniecznie. Zziajana,z rekami do podlogi dzwigam naladowane siatki na siodme pietro.Pol godziny zajmuje mi wyladowanie wszystkiego i ulozenie.W miedzyczasie juz popijam kawe,gdyz zaraz trzeba zajac sie obiadem. Po jakims czasie slysze znow krzyk corki : mamo dlaczego kupilas taki szampon,on jest do niczego,moje wlosy sa wysuszone i nie ma odzywki i zmywacza do paznokci! Fakt,o zmywaczu zapomnialam,a moje paznokcie sa juz w oplakanym stanie. Spogladam do lodowki. Kurcze,nie ma oleju i syropu truskawkowego. Siadam do kuchennego stolu i oddycham spokojnie.Na blacie porozkladane pakunki,ciezkie butelki z woda i mlekiem. -Mamo kupilas platki z miodem i czekolade na chleb? slysze pytanie syna. Nie ,nie kupilam! ale zaraz zapisuje na kartce.Zrobie to jutro,obiecuje,dzis nie dam rady,za poltora godziny ide do pracy.
Wychodze z kuchni,spogladam w lustro.Moje wlosy wymagaja pomalowania,gdzieniegdzie odbia sie zloty odblask. Zakladam maseczke na twarz,trzeba sie ratowac jak sie da. Twarz musi byc wypoczeta.Zwiazuje wlosy,jutro rano,o ile wyspie sie na tyle,by wstac o 8 rano,ide do fryzjera.Postanawiam. Jeszcze odrobienie lekcji.Sluchanie cd,segregowanie zdjec,do ktorego zabieram sie juz od lipca.Nie,zdjecia jeszcze poczekaja.Mysli przeskakuja blyskawicznie.Mamo,gdzie mamy jakis wazon? slysze,wazon? na lodowce,po co ci wazon? dostalam kwiaty..piekny liliowy bukiet roz. Tak piekne.Rozmarzylam sie. Po jakis czasie patrze,a roze stoja w koncie,na lodowce.westchnelam. Za duzy rozgardiasz,za duzy balagan.Zabieram sie zatem za porzadki.
Zauwazylam od jakiegos czasu,ze gdy wypowiadam do moich dzieci zdania po polsku ,patrza na mnie jak na dziwolonga. Co to znaczy? co mowisz? powtarzam wiec jeszcze raz,glosniej,co wyczerpuje moje sily totalnie.Dopiero wtedy rozumieja.Otoz po moich obserwacjach okazuje sie ,ze problemy polskie sa juz tylko polskie,malo istotne,dziwne wrecz,nie juz holenderskie,a baz co badz dzieciaki przebywaja juz dwa lata z samymi Holendrami,pewnie zaczely myslec juz tak jak oni,a oni nie widza sensu w rotrzasaniu kwestii :dlaczego i po co? dlatego wzelkie moje pytania: dlaczego tak zrobiles?czy jestes pewna ze tak ma byc?o ktorej sie to skonczy?zupelnie sa dla nich jakimis pytaniami dziwolonga.Przestaje wiec pytac,jenak zaznaczam,ze wszytkie informacje od nich maja do mnie docierac w sposob prosty,bez skrepowania,szczery,zaufany i na kazdy temat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)